BACA lyrics
by Cheatz (POL)
[Zwrotka 1]
Ósma rano, jabłko brzęczy, ale nie obudzi mnie
Znów to samo, gargantuiczne dawki na sen
One chcą tu dawać buzi, a wyglądam jak narkoman
Jak Kurt Cobain, kurwa, rozjebana głowa
Ciężkie powieki, zawsze towarzyszą mi w pracy (Yea)
Przychodzi room service, oh, wszystko na tacy
Oooo, pytaj Pana Bacy (Baca)
Czy będzie dzisiaj lało? Ah
[Zwrotka 2]
Będzie bolało, aż mnie w krzyżu jebie
Spada wszystko z chmur
Mniej fps'ów, gdy deszcz jest
Zjarałem się w chuj
Środek Warszawy, nie wiem z kolegą gdzie ja jestem
Dwa procent w telefonie, kierujemy się na sesję
Cierpnie nogi, jadą kurwa sierpem (Sierpem)
Rano przechodzą mnie dreszcze
A tu znowu mam nagrywać
Wiesz, spoko mordo, dawaj jointa (Jointa)
Największy zawód artysta (Artysta)
A na bani, to trzecia wojna (Wojna)
Powiedz, Wojtek, jak się miewiasz? (No siema)
Znowu tak, jak Szczęsny w bramie (Oho)
Przychodzę, po ciut sellera (Kawał sera)
Więc, nie patrz mi na ręce, chamie (Nie)
Skurwysyn bez manier (Aaa)
A Marek to nie Maniek (Nie)
Bo to Marek towarek, a nie Mariusz
Nowy mam scenariusz
[Refren]
Mówią, że mnie pojebało (Yea)
Wiesz, się nie dziwię im
Ale bracie, co by się nie stało (sh*t, sh*t)
Zamknięte, kurwom drzwi
Mówią, że mnie pojebało (Yea)
Wiesz, się nie dziwię im
Ale bracie, co by się nie stało (sh*t, sh*t)
Zamknięte, kurwom drzwi