#kac_gigant lyrics

by

Quebonafide


[Intro]
To nie jest hip-hop...
To jest Krzy Krzysztof i Ludzie Sztosy(ooo)...
Najlepszego wszystkim życzę...
Ok, nie czytaj tekstu, dopóki go nie nawi...
To jest niesamowite...
To jest Que i Chris Carson...

[Hook]
To my piękni, młodzi, niewyspani
Melanż git, film od Łodzi do Warszawy
Spytaj ziomali, gdzie się podziały tamte prywatki
Picie dwa dni i kace giganty
W 3 dupy zrobieni na perłowo
Be stupid, walę lodową i samogon
Bo mam hajs, fantazję i technikę
Polskie Karate – poznaj śmiertelny cios w szyję

[Verse 1: Astek]
Wybacz mą charyzmę, wódka, szprycer
Nie wóda, a bimber, gówno widzę
Masz wydziarane plecy, ale bajer *kurwa aśnaebaem*
Bawi się tu dzisiaj chyba cała Polska;
Tylko jedna, pojebana czarna owca;
Rado, dawaj, dojedziemy tego bananowca!
Zaraz skończy z pizdą; Anna Grodzka
Jeszcze tylko walnę drina
Potem robimy tu bydło; Argentyna
Gwiżdżę na bramkę jak Collina
Wymowne gesty; pantomima
Na horyzoncie dres i agresja;
Jebane mutanty - nerki na piersiach
Luzik panowie! Spoko, dobra?
Nie szukamy guza, to nie onkologia!
Zmieniam lokację, stoję z batatem
Walnę w kimono; polskie karate
Ale forma w tańcu jest znakomita
Ty weź się posuń; hermafrodyta
Skumaj wygibasy tej ekipy Jarka
Zdzieramy tu parkiet; cykliniarka
Typy pod ścianą? dramat w tańcu
Co to za gibanie? ściana płaczu?
Mało drinów - chcę następne!
Jeden shot przy barze; 52dębiec
Nie zamykaj mała drzwi, wcześnie będę
You know what I mean, bejbe bejbe;
Pokaż mi co pijesz, znam się na tym
A powiem ci kim jesteś; akinator
Jak wymiękasz i wracasz, to jedno wiem
Z domu puść głuchego; Beethoven

[Hook]

[Verse 2: Eripe]
To ten najebany raper, co tam, witam, ja cziluję ziom
Browara w łapie jak glocka trzymam i ładuję go
Mój rap pali synapsy, jak tabsy pod absynt
Tak chore jazdy, że mogę wyprzedzać ambulansy
Raperzy chcą hajsu a są na niego za głupi
Wydawca by ich wyruchał, ale sami dali dupy
Stali się pedałami na nieświadomce, to straszne
Się nie zorientowali i zmienili orientację
Biorę ich na spacer, niech przygotują paszporty
Bo doprowadzę ich do granic.. wytrzymałości
Są plastikowi, niby pływają w tych zwrotkach
A topią się jakbym ich zalewał falami ognia
Dobra, daj nam ten majk, tych trzech gości
To Cobra Kai, każdy strzał bez litości
To wjazd na głośniki, choć dla gwiazd jestem nikim
Ale gram o wyniki, których oni nie osiągną nigdy

[Hook]

[Verse 3: Rado Radosny]
Boom! Odlot
Kokodżambo, bajabongo
Jeden palił, drugi wciągnął
Oczy jak z TVNu Mongoł
Biorę zwałkę, serek roquefort
Chyba puszczę bąka mordą
Sweter w serek ujeię, nie dziele się z nikim, om nom nom!
Idę odlać się w doniczkę
A co robi reszta - leją czystej
Chyba jestem miękki - pewno rzygnę
Czekam dwie kolejki; Eurobiznes!
Tydzień na kacu, sądzę tak bo już nie widzę chłopaków
Idę na balkon i ściskam parapet, bo boję się latać jak B. A. Baracus
Wychodzi dupa na peta, wódz plemienia albo coś
Mocny makijaż, oko na medal, biała tapeta O ło ło
Minęliśmy chyba się kiedyś na studiach gdzieś
Dzieci nie bójcie się pytać - a więc pytam: Ruchasz się?
A ona żebym spierdalał i na kolanach całował po stopach
Jestem kutasem, jej facet ma pasy karate i o, wychodzi z klopa
Tym samym przepraszam, przyszedł jej fagas i był zły
Zrobił się raban i w sumie zaraz tu mnie poskłada; wigry 3

[Hook]

[Verse 4: Quebonafide]
(Quebonafide) Ruszymy scenę, bo to wolne żarty w slow-mo
Mam pięć siódemek w dacie urodzenia; hot spot
Mój plan się w głowie nie mieści, mów mi John Doe
Twój rap od siedmiu boleści, znowu John Doe
Takie linie, nie rusza cię, a już to nucisz
Chujowy byłem, odpal tego Rap Geniusa, ruszy
Mój zapał to Eyjafjallajökull, ledwo ostygł
Nawet wampiry rzucają na was cień wątpliwości
Żadnych jebanych ugód, żadnych jebanych długów
Idziemy szlakiem opętania, chyba nie ma dla nas innych dróg już; Voodoo
Nadchodzi ósmy z cudów, to Que i Chris Carson
Taka różnica jest, że stoję nad przepaścią
Nie mogą mnie zaszufladkować, zamknąć mogę wszystko
Eklektyka, moja stylistyka jest jak O.J Simpson
Czyszczę jak Splinter Cell, scena jest pozjadana
Milordzie, gdzie cylinder do mojego shotguna?

[Bridge]
Jak to jest? Że robię hajs i mam respekt na scenie
Jak to jest? Chyba nie myślisz, że jeszcze podziemie
Jak to jest? Pełne mordy i pełne kieszenie
Tak to jest! Stukamy kieliszki z moim hypemanem, Hype!

[Hook]

[Verse 5: Solar]
Kładziemy się z beefem, budzimy się z fochem
I cały dzień kurwa nic nie jest okej
Ty może przeczekać, pokochać się trochę
Ale to rozwiązanie na moment
Bo może jak te dwa szczury, co kupiliśmy w klatce
My dalej między sobą walczymy o dominacje
Ta walka trwa jak w Alcatraz, o przesuwanie granic
A nie ma między nami Sahary, żebym od linijki mógł je ustalić
Widzisz ciągle Ty się starasz i ja staram się
Byśmy między "zawsze" a "tak" nie musieli wstawiać "nie"

[Verse 6: Białas]
Nadal wolisz moje stare, lepsze CD?
Wtedy byłem Ci bliższy, bo nie miałem perspektywy, co?!
A teraz mam i się staram i węszę interes
Intencje mam szczere, im więcej tym lepiej
Nie chcę wyrzeczeń, nie chcę patrzeć na cenę w sklepie
Ale nie chcę też by puszczali mnie w RFM FM
Chodzi mi tylko o to żeby czuć się wolnym bejbi
Będę miał wszystko albo nic, nie chcę nic pomiędzy

[Hook]

[Verse 7: Szesnasty]
Chłopaki dawali se propsy, nocami stawali pod nocnym
Okupowali tam chodnik byleby tylko zaczepiać przechodnich, wiesz
W grupie był każdy mocny, od mamy ciągnęli te forsy
A w pojedynkę piętno zbrodni znali na sobie z autopsji
Chłopaki - trzydzieści lat na karku, ciągle jebali ten system
Z aspiracjami na prezesa banku, dentystę
Z możliwościami na nic, ciągle, prawilnie walili ten hajs
Jak ich prawilnie nauczali chłopaki na klipach w nowych czapkach
Chłopaki już nawet te cztery litery to zamienili na dwie
Od czasu kiedy zaczęli się lenić by krzyczeć HWDP
Tej nocy zaczął Waldemar mącić, szef wszystkich szefów, był
Prywatnie dobry, przykładny ojciec, za słoną zupę dawał w ryj
Waldemar coś zaczął krzyczeć o psach, że wszystkich ich nienawidzi
Że jakby spotkał to naplułby w twarz i nie przestawał szydzić
Że powybijałby szyby, że nie wyjdą stąd żywi
Że tak tu na ośce żyją, więc lamusom jest słabo nagle
Niebieską Kią robią łi łi
O dzień dobry panie władzo!
A nie, nie wszystko w porządku
Przepraszam, nie będziemy już przeszkadzać
Idziemy, dziękuję, do widzenia

[Hook]

[Verse 8: Vixen]
Pamiętam jak mama płakała że zajebałem jej dychę z portfela
Chciałem jej zaufania, co dałem w zamian? Kminie to teraz...
Dopiero teraz się zmieniam i widzę męęężczyznę
Zamiast szczyla, co mam kryć? pieprzyć, że strach mija?
Jak jest ciągle we mnie, boje się tych paru batów
Od życia, nie znikam... to jest ważniejsze od strachu
Publika szuka plagiatu, chce skończyć moją baję
Zobaczyć na dnie mnie, "Teraz pokaż mi łajzo jak wstajesz!"
Nie chodzi o pieniądze, chodzi o bezpieczeństwo
Tak sądzę, choć bezpieczeństwo z portfela wypada prędko
Nie nawinę w sklepie przy kasie, że dobrze składam wersy
Skillem nie zapłacił Ci tata za chleb i za pampersy
Bije się z myślami jak wcześniej, to z cieniem walka
Choć reszcie imponuję wszechobecna nonszalancja
Nie umiem poznać jej, chyba że płynę znów nietrzeźwo
Uwierają mnie słabości, mam z czym walczyć #człowieczeństwo

[Hook]

[Verse 9: Komil]
Typie ciągle nawalamy tu bez spiny
Więc kiedy pędzę czuję wiatr we włosach
Z grzywą jak pędzel dlatego wiecznie mówią na mnie kozak
Poznasz nas po głosach, na wszystkich stawiamy krzyżyk
Komil, Bzyku, Korek! To projekt X, kminisz?
Trzy razy "Tak" faktor rapem mamy taki, że przechodzimy dalej
Gdybyśmy byli w X Factor mów nam team karzeł
3 razy 170, punche zostały sprzedane
Młoty jak głową o ścianę walą jak w te dechy dalej
Nadużywasz w trackach jaków panie raper to nie skille
Dla takich tracków wacku mogę być zoofilem
Jak nie zmieniłeś to porównaj mnie do hashtaga
Dla tych paru linii będą się za mną wstawiać
Albo ze mną jak 15 wers idę chlać
Z Szesnastym rozjebałem kawałek tu bez dwóch zdań
Bez dwóch zdań, bez dwóch zdań...
A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Copyright © 2012 - 2021 BeeLyrics.Net