Sylwetki - Proceente lyrics
by Onar
Także Procent; Michał Kosiorowski, ur. w 1981 roku w Warszawie. Raper, wydawca i głównodowodzący agencji artystycznej. Członek chluby stołecznego undergroundu, Szybkiego Szmalu. Nagrywał m.in. z Mesem, Onarem, Pyskatym, Skorupem, Ortega Cartel i Siedem Łez. Popularyzator idei mixtape’u, aktywny hiphopowy radiowiec z własną audycją w Akademickim Radiu Kampus, wreszcie jeden z najbardziej rozpoznawalnych freestyle’owców, który brał udział w najważniejszych krajowych bitwach wolnostylowych początkowo jako uczestnik (zdobył trzecie miejsce podczas pierwszej edycji WBW), a następnie jako juror. W należącym do niego labelu Aloha Entertainment ukazał się m.in. „Materiał producencki” Quiza, „Echinacea” Echinacei i „3,2,1...!” Mama Selity.
– Nie jestem raperem z pierwszego pokolenia – śmieje się Procent. Hip-hop odkrył dzięki takim zespołom jak Body Count, Clawfinger i Rage Against The Machine – to po obejrzeniu ich koncertu spod sceny podjął decyzję o tym, że sam chce działać. Pierwszy utwór nagrał pod beat pożyczony z albumu prezentującego polską scenę triphopową, dołączonego do czasopisma „Machina”. Raper wspomina też, że kiedy w drugiej połowie lat 90. po Warszawie zaczynały krążyć demówki 1kHz i 3H, on był ledwie nastolatkiem biegającym na stołeczne imprezy w roli fana. – Wtedy klimat był nieco inny, było mniej raperów i mniej hiphopowców, środowisko stanowiło hermetyczną grupę – mówi i dodaje, że choć zaczynał wcześnie, a rymy dosyć szybko stały się dla niego naturalnym sposobem artystycznego wyrażania się, jako chłopak z Czerniakowa zawsze był poza grupą. Nawet gdy miał już na koncie pierwszy nielegal nagrany w 2001 roku w domu u producenta Bojara, wciąż nie był wystarczającym swojakiem. – Moje utwory z „ZdoR” nie cieszyły się na Ursynowie estymą. Rozumiem to doskonale. Z jednej strony dzielnica w tamtym czasie była prawdziwą wylęgarnią hiphopowych talentów, z drugiej strony ja sam dzisiaj nie jestem w stanie zdzierżyć moich własnych nagrań z tamtego okresu – przyznaje raper. Pasja kazała mu uczestniczyć w większości imprez hiphopowych w mieście, a gdy tylko nadarzała się okazja do freestyle’owania, chwytał za mikrofon i nawijał.
W czasie jednej z bitew wolnostylowych poznał Emazeta, rapera z Szybkiego Szmalu, stopniowo też stawał się coraz bliższy tej ursynowskiej hiphopowej supergrupie, w której rapowali również tacy artyści, jak Wdowa, Kali, Mały Esz Esz i Ciech. Zanim jednak znalazł się na jednej płycie z tą ekipą, Proceente intensywnie udzielał się na scenie wolnostylowej. Jak przyznaje, forma bitewnej wymiany wersów, zachodzenia ludziom za skórę, atakowania ich nie była w jego guście, wolał bowiem improwizować na tematy ogólne, żartować i opisywać ciekawe sytuacje. Jednak jego wyjścia w kolejnych bitwach były zauważane i doceniane. W 2003 stanął na podium Wielkiej Bitwy Warszawskiej zaraz za Rufinem MC i Dioxem. Rok później ukazał się jego debiut na legalu. – Życie często tak wygląda, że przechodząc obok budynku, widzisz uchylone drzwi. Chociaż fasada odrapana, neony przygaszone, w środku trochę przypomina wszystko skład złomu, to jednak się decydujesz tu zostać – malowniczo żongluje metaforami Proceente i dodaje, że mając w ręku gotowy materiał, po prostu zdecydował się wydać go u Krzysztofa Kozaka, bo nie chciał już dłużej czekać w podziemiu. I tak za sprawą wydawcy Warszafskiego Deszczu, ZIP Składu i DJ-a 600V w 2004 roku na rynek trafiły „Znaki zapytania”. Jak zostało to ujęte w recenzji w miesięczniku „Ślizg”: „Najinteligentniejsza obok JedenSiedem produkcja, na której widnieje logo RRX”. Album zawierał piętnaście utworów nagranych do beatów Malina, Kociołka i Poleja, utrzymanych w estetyce złotej ery hip-hopu. Wśród gości znaleźli się przedstawiciele Szybkiego Szmalu i Rufin MC. Ta płyta jest dla Procenta ważna nie tylko dlatego, że zaznaczył nią swoją obecność w pierwszym obiegu, ale przede wszystkim z tego powodu, że nabył dzięki niej doświadczeń biznesowych. – Tak po prawdzie, to ja sam sobie bardziej ten debiutancki materiał wydałem. Ten cały RRX trochę mi pomógł, a trochę zaszkodził, bo współpraca z Kozakiem blokowała wówczas pewne możliwości – przyznaje raper. Dlatego wkrótce po premierze krążka złożył wniosek o dofinansowanie, które pozwoliło mu wystartować z własną wytwórnią Aloha Entertainment. Zanim jednak tak się stało, wrócił na chwilę do podziemia.
2005 rok przyniósł dwa nielegale, do których sam Proceente ma wielki senty-ment. – „Mixtape 2005” Szybkiego Szmalu to było wydarzenie! Nawet jak dziś ktoś sobie włączy tę płytę, przekonuje się, że jest to rzecz ponadczasowa, tak pod względem zwrotek, jak i beatów, nie jest ani trochę archaiczna. Podobnie zresztą myślę o naszej epce z Emazetem – mówi artysta. Wypuszczony do internetu minialbum liczył siedem utworów, ale już na opublikowanym na CD „EP: EmazetProcent” (2005) kawałków było trzynaście i trudno było nazwać go klasyczną epką. Materiał ten był zapowiedzią krążka „Jedyneczka”, który w 2007 roku ukazał się nakładem Alohy. – W zasadzie lubię wrócić raz na jakiś czas do tego albumu, wykonać kilka utworów, ale to na „Galimatiasie” znalazły się te, które są dla mnie szczególnie ważne – twierdzi sam zainteresowany. „Galimatias” ukazał się w 2009 roku, a spośród zawartych na nim kawałków autor wyróżnia „Podróż do źródeł czasu” stworzoną wspólnie z aktorem Janem Nowickim. Z tą refleksyjną opowieścią o miłości, jedną z najciekawszych w polskim rapie, wiąże się nie mniej frapująca historia spotkania samych autorów. – Pracując w Laboratorium Reportażu poznałem Jacka Bławuta, dokumentalistę. Po premierze „Jedyneczki” wysłałem mu po koleżeńsku egzemplarz. Traf chciał, że akurat Jacek pracował nad filmem „Jeszcze nie wieczór”, w którym występował Jan Nowicki, a Antek Pawlicki miał zagrać rapera. I tylko ktoś musiał tego Antka trochę podszkolić – opowiada Proceente. Ostatecznie stał pojedynku freestyle’owego między Pawlickim i Nowickim. Po zdjęciach Proceente zdecydował się zadzwonić do samego „Wielkiego Szu” i zaproponować mu występ w swoim utworze. Aktor zgodził się bez wahania. Spodobał mu się zarówno temat zawiłych relacji damsko-męskich, jak i klimat studia Lubię Wąchać Winyl, gdzie było realizowane nagranie. Do występu w teledysku Nowickiego nie trzeba już było specjalnie namawiać. „Galimatias” zdecydowanie wyprzedził swój czas. Za sprawą producenckiej wszechstronności Malina oferował sporo świeżych brzmień odwołujących się do estetyki bliższej brytyjskim klubom. Niesztampowo połamane rytmy i syntetyczny, przeciągany bas do dziś się bronią, świetnie też wypada współpraca z reggae’owymi gośćmi – Pablopavo i Frenchmanem.
Niedługo po premierze Procent w dość krótkim czasie przygotował wspólnie z nieżyjącym już dziś Zjawinem „Dziennik 2010”, czyli trwający nieco ponad pół godziny krążek, na którym nawiązuje do „Dziennika 1954” Leopolda Tyrmanda. Stworzył analogię między życiem bikiniarskim a hiphopowym, w obu przypadkach utrudnianym przez opresyjne państwo. W 2011 roku Kosiorowski podjął się z kolei najambitniejszego logistycznie przedsięwzięcia w swoim życiu. W Aloha Entertainment ukazała się bowiem trzypłytowa, łącząca ponad stu artystów z całej Polski kompilacja „Aloha 40%”. Pochodzący z niej kawałek „Nie ma emocji, nie ma rapu”, gdzie prócz Proceente wystąpili Patr00, Piter Pits, Spinache, Reno, Mielzky i Frank Nino, zajął szóste miejsce w prowadzonym przez portal Popkiller plebiscycie na najlepszy singiel roku. Michał określa tak szeroko zakrojoną operację mianem „sadomasochizmu”, ale nie przeszkadza mu to przypomnieć się bardzo szybko kolejnym mixtape’em zatytułowanym „Dzień z życia mistrza ceremonii” (2012). „Bez wielkich prawd o życiu, z niepodrabialnym «r», naturalnym luzem, królewskim wajbem, dystansem i ironią” – podsumowuje jeden z recenzentów, nawiązując do wady wymowy rapera. Żartobliwe scenki zgrabnie uchwycone w kolejnych tekstach to jedno, sam tytuł – drugie. Procent bowiem do dziś czuje się właśnie owym mistrzem ceremonii i, co więcej, z realizowania się w tej roli stara się żyć. – Jedno z moich głównych źródeł utrzymania to prowadzenie koncertów, festiwali, imprez kulturalnych. Cały czas nie tracę z tym kontaktu, uwielbiam ruszać tłumem, motywować do zabawy – mówi. Dodaje też, że wciąż czuje się artystą niespełnionym, głodnym. Wierzy, że największe sukcesy wciąż są przed nim: – Idę drogą watażki, mozolnie wspinam się na swój szczyt, bazuję na nieprzemijającej zajawce i nie spoczywam na laurach. się nie tylko doradcą i trenerem, ale też pojawił się na drugim planie w scenie