#ZAZDRO lyrics

by

Żabson


[Intro]
(?)
Deys
Kawałek na zgodę
Raz, dwa, ej

[Zwrotka 1]
Zwykła domówka, piąty z siedmiu, w który cyklicznie mocno liczysz
Kumpel ma pannę, a liże tu inną, tłumaczy, że tylko się przejęzyczył
Z jego języka to mogę wyczytać, że wypierały go prochy i czysta
Już nie oceniam, niech se jego łapy lądują ponownie na kolejnych cyckach
W kuchni sypią ścieżki, chociaż z ilości wygląda jak drogi
Stoję, smakuję i znowu wyglądam jak marny, słaby autostopowicz
Leją tu po wszystkim, co szkliste i byleby nie płytkie
Czekam tu na kodę, więc trunki na razie przezroczyste
W sumie to prawie ta pora by była, patrzę w telefon i brakuje infa
Pewnie obsuwa, nieznajoma dupa chce robić se ze mną tu fotki na Insta
Instaluję Walker z lodem, bo na trzeźwo ciężko z nimi
Mogłabyś już być tu przecież, bo mam słaby defence, kminisz?
Dobra, może ostatnia i styknie? Browar pewnie poprawi kondycję
Szlugi wchodzą jak Tom na wyspę, tony z muzyki nie dają pomyśleć
Przecież wydzwaniać nawet nie myślę, jebana duma wykreśla precyzję
Która odsącza wkurwienie i niknie jedyna opcja na słuszną decyzję

[Refren]
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać
Nie ma zazdrości, która nie połamie moich kolan
Może charakter, albo któreś zmysły mówią
Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać
Nie ma zazdrości, która nie przestrzeli moich kolan
Może charakter, albo któreś zmysły mówią
Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?
[Zwrotka 2]
Wiesz, prawie popadam do stanu już, gdzie traci równowagę stróż anioł i cień
Ślepy od światła jak w The ulice, robię tu z siebie aptekę, nie lek
Zadeklarowana monogamia, ale polifonia w pożądaniach
Zawsze zakłóca zasięgi, czy przysięgi, w których się rozdrabniasz
Chodzę, a z życia mam tylko, że patrzę, już między ludźmi mam tylko przepaście
Leją po mordach się typy i fajnie, że zawiesiłem się na nich na razie
W końcu SMS i znowu nie ona, i teraz to właśnie się kończę stopować
Kolejne shoty i kolejne worki, to wszystko, co zaczyna mnie absorbować
Jakaś mi płacze, że słabo z chłopakiem, że tak w ogóle, to ja chyba raper
Zagrania takie, że się nie połapiesz, czy jeszcze gadacie, czy lecicie w parter
Niebieski kolor nakurwia do drzwi, przecież nie chyba spóźniony Kieślowski
Ale właściciel podejście ma takie, że Morse'em odpukać chce im wiadomości
Balet jest mocny, stajemy na palcach, jutro mam zaspać, albo nie wstawać
Chwytam telefon, rozpieprzam o ścianę i teraz to pozdro, jak będziesz mnie łapać
Wizja się maże jak szczyl na plastyce i pewnie już wiszę na moralnej pętli
Nie wiem, że rano obudzę się, widząc jak płaczesz i po prostu przede mną siedzisz

[Refren]
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać
Nie ma zazdrości, która nie połamie moich kolan
Może charakter, albo któreś zmysły mówią
Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać
Nie ma zazdrości, która nie przestrzeli moich kolan
Może charakter, albo któreś zmysły mówią
Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]
A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Copyright © 2012 - 2021 BeeLyrics.Net